piątek, 22 lipca 2011

ghostwriter


Robert Harris, „Ghostwriter”
Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2007

Czytając książki, o których wiem, że zostały zekranizowane lubię zastanawiać się, co skłoniło reżysera do nakręcenia takiego filmu. W przypadku „Ghostwriter’a” było tak samo. Szum, jaki zrobił się wokół filmu sprawił, że zapragnęłam książkę przeczytać. Trochę z powodu sympatii dla Polańskiego, trochę z powodu babskiego wścibstwa – ile jest prawdy w tym, co mówią? I jeszcze byłam ciekawa, kim jest filmowy „Autor widmo” – czyżby to była opowieść podobna do Secret Window z boskim Johnym Deep’em?
Przez pierwsze dwa czy trzy rozdziały nie potrafiłam wczuć się w klimat książki, a narrator wydawał mi się facetem, który stanowczo za dużo myśli, ale nie potrafi działać. Potem przywykłam, choć bywały momenty, gdy wydawało mi się, że on ma polskie korzenie – wiadomo, mądry Polak po szkodzie. Nasz bohater nie dość, że próbował analizować wszystko na bieżąco bez wyciągania wniosków (i nie potrafił się sprzeciwić, nawet gdy rozsądek podszeptywał mu, że coś tu śmierdzi), to jeszcze wszystko analizował „na spokojnie”, gdy miał chwilę na przemyślenia (co akurat mu się chwali, ale stanowczo powinien popracować nad refleksem), a i tak nie potrafił skojarzyć faktów i brnął w ślepą uliczkę, patrząc na sprawy tylko z jednego punktu widzenia.
Tytułowy ghostwriter (uf! wydawca nie zaproponował polskiego tytułu!) sam o swoim mówi per murzyn. Wszystkie wielkie autobiografie współczesnych gwiazd powstają dzięki pracy takich jak on. Celebryta opowiada o swoim życiu, a zadaniem ducha jest spisanie tego potoku słów, sklejenie go w spójną całość, nadanie „dziełu” niepowtarzalnego charakteru i usunięcie się w cień. Im sławniejsze nazwisko na okładce, tym większe szanse na zysk dla wydawnictwa, nie ma więc potrzeby wyraźnego zaznaczania obecności współautora. Przejdźmy jednak do sedna sprawy.
Były premier Wielkiej Brytanii, Adam Lang, poprosił o pomoc w spisaniu własnych wspomnień starego przyjaciela, jeszcze z czasów, gdy obaj dzierżyli polityczny ster. Niestety, niedługo przed skończeniem prac nad książką, Mike McAra ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, a kilka dni później jego ciało zostaje znalezione na plaży Martha’s Vineyard, gdzie przebywał Lang z żoną i współpracownikami  (McAra mieszkał z nimi w czasie gdy kończył pracę nad książką).
Wspomnienia premiera muszą zostać spisane i wydane na czas, inaczej Lang będzie zmuszony do zapłacenia kary w związku z niedotrzymaniem warunków umowy. Dokończyć książkę ma profesjonalny ghostwriter, któremu proponuje się 50 tysięcy dolarów tygodniowo, pod warunkiem, że upora się z pracą w… miesiąc. McAra pracował nad zebraniem niezbędnych informacji 2 lata. Istnieje co prawda jego maszynopis, ale jest napisany zupełnie beznadziejnie. Cóż, przynajmniej nasz nowy współautor będzie miał gotowy szkielet, który po prostu będzie musiał doprowadzić do przyzwoitego stanu.
„– Maszynopis zostaje w Stanach – oświadczył Kroll tonem wykluczającym dyskusję. – Między innymi z tego powodu Marty zaoferował Adamowi swój dom na Martha’s Vineyard. To bezpieczne miejsce. Tylko kilka osób ma dostęp do tekstu.
– Mówi pan tak, jakby to była bomba, a nie maszynopis – zażartował Quigley.”
Ale jak to? Pisarz nie może mieć przy sobie maszynopisu? Dlaczego te notatki muszą być przechowywane w szafie pancernej? Przecież każdy, kto przeczyta gotową autobiografię będzie miał wgląd w część maszynopisu (tylko kto czyta autobiografie polityków…?)
Wszystko zaczyna się dodatkowo komplikować, gdy nasz ghostwriter natrafia na odkryte przez swojego poprzednika materiały, które sugerują, iż w przeszłości premier Wielkiej Brytanii miał powiązania z CIA. Sprawa niewyjaśnionej śmierci McAry zaczyna prześladować bohatera nie tylko na jawie, ale także w koszmarach sennych. Ponadto media donoszą, że Lang został postawiony w stan oskarżenia za zbrodnie wojenne i ma zostać osądzony przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze.
Uśmiecham się, gdy w książkach zagranicznych autorów natrafiam na wzmianki o Polsce czy Polakach. Tym razem do śmiechu mi nie było – wszak do tej pory nie znamy prawdy o rzekomych więzieniach CIA na terenie Polski, a to właśnie ta kwestia jest poruszana w książce.
Ta książka to przyjemne politicalfiction z tajemnicą w tle. Polubiłam wisielczy humor naszego narratora (wszak jest Anglikiem!), który w pewnym momencie zaczął przejawiać wyrazy bystrości i to, jak Harris stopniowo, niespiesznie buduje napięcie. Tylko dlaczego, w naj mniej spodziewanym momencie rusza z kopyta i zbliża się do zakończenia w morderczym tempie? Dałam się zwieść i o machloje podejrzewałam niewłaściwą osobę, jednak drobne fakty naprowadziły mnie na właściwy trop i zakończenie, choć wyjątkowo ciekawe, nie zaskoczyło mnie za bardzo (a szkoda…).
Książka jest dobra, nie ma co;) w sam raz na zimne lipcowe wieczory. Niby człowiek nie przeforsowuje się przy poszukiwaniu istoty zła, ale sposób, w jaki czytelnik wsiąka w fabułę jest niesamowity. Panie Harris, udało się Panu – chętnie sięgnę po kolejne Pana książki.
Teraz, z czystym sumieniem mogę zastanowić się nad filmem. Chcę go zobaczyć, czy nie?

3 komentarze:

  1. nie słyszałam niestety ani o książce, ani o filmie, ale po recenzji widzę, że jednak nie są to moje klimaty. niemniej jednak dobrze, że Tobie przypadła do gustu, bo nie ma nic gorszego jak zmarnowany przy nudnej książce czas :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam film i z tego co pamiętam nie spodobał się i mimo wszyskto nie mam ochoty na książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Beatko, o samej książce nie było chyba za głośno, za to film Polańskiego wchodził w końcową fazę produkcji w czasie gdy ten został zamknięty w areszcie domowym jakiś rok temu. podobno pan Roman pracował nad jego montażem nawet wtedy, gdy był fizycznie odcięty od studia montażowego;)

    Zaczytana, ja ciągle się waham;) ale myślę, że poświęcę na ten film któryś z jesiennych lub zimowych wieczorów;) pozytywne i negatywne rekomendacje warto czytać, ale z przekory;) - lubię mieć własne zdanie nawet na temat najbardziej nudnych filmów albo książek;)

    OdpowiedzUsuń