moja domowa biblioteczka przeżyła wielkie trzęsienie ziemi.
nie, nic jej drastycznie nie uszczupliło (choć chyba powinnam nad tym pomyśleć..). po prostu część książkozbiorku wylądowała w pokoju Młodszej. w ten oto sposób pozostałe książki wyszły z moich szaf i stanęły na otwartych regałach, a ja zyskałam odrobinę przestrzeni (na nowe książki?:P). teraz te zapomniane mają okazję by codziennie patrzeć na mnie z wyrzutem i cedzić przez zaciśnięte strony tak długo już mnie masz i jeszcze mnie nie przeczytałaś! brr...
powoli mija u mnie blogowy zastój; co jakiś czas zdarza mi się coś napisać - oczywiście tylko na papierze. ale jestem na dobrej drodze, by znów tu wrócić i co jakiś czas coś napisać:)
a dla ciekawych świata - link do ciekawego artykułu o tym, jak można przeczytać świat. myślę, że niewiele osób może pochwalić się podobnym wyczynem - bo do takiej kategorii zaliczyłam to osiągnięcie;)
ja - póki co - zostanę jednak przy swoich starych planach czytelniczych i raczkującym Amatorskim Dyskusyjnym Klubie Książki.
__________________
*lub kolejna zmyłka
czwartek, 10 lipca 2014
niedziela, 26 stycznia 2014
sorry, taki mają klimat
Marcin Michalski, Maciej Wasilewski, „81: 1. Opowieści z Wysp Owczych”
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011
Odnoszę
nieodparte wrażenie, że większość książek o tematyce podróżniczej opisuje kraje
ciepłe i odległe. Słownik podaje, że za egzotyczne
należy uznać coś właściwego krajom
dalekim, o odmiennym klimacie i osobliwych obyczajach. Idąc tym tropem,
kraje z północy globu też są egzotyczne. Marcin Michalski i Maciej Wasilewski zdecydowali się opisać
wyprawę do kraju niewątpliwe egzotycznego.
Szczerze
przyznam: przed lekturą „81:1. Opowieści z Wysp Owczych” nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie owe Wyspy leżą. W ostatnim czasie modne są podróże do Irlandii czy na Islandię, ale oba
te miejsca mają coś, co może przyciągać turystów – brak słońca i piaszczystych
plaż turystów nie odstrasza.
Wyspy
Owcze mają deszcz i wiatr, trochę gór, mnóstwo zielonej szarości - szału nie ma. Dla turystów fakt, że mają tam prawdopodobnie najdokładniejsze
statystyki na świecie raczej nie będzie miał znaczenia. Nie będę wnikać w prawdziwość wyliczeń, których w książce
nie brakuje, a które niejednokrotnie budziły moje zdziwienie
„Pięć sygnalizacji świetlnych,
cztery bloki mieszkalne, dwa zdechłe koty na poboczu drogi w trakcie marszu
z Skipanes do Rituvík 2 listopada 2007 roku.”
uśmiech
„W listopadzie 2009 na poletku w Vágur
wykopano rekordowo dużego ziemniaka. 22 cm długości, 1025 gram.”
czy konsternację
„Na Wyspach Owczych nie ma:
twarogu, (…) Dnia Walki na Poduszki, wiewiórek, (…) izb wytrzeźwień(…).”
Wystarczy mi, że gdzieś
na świecie jest miejsce, w którym sąsiedzi mówią sobie dzień dobry, domy zawsze są otwarte, a
członkowie kadry narodowej nie obrośli w piórka.
Marcin
i Maciek – dwóch niewątpliwie zakręconych facetów, którzy pojechali tam, pomieszkali,
poznali prawdopodobnie większość mieszkańców i napisali książkę – reportaż,
która nie pozwala o sobie zapomnieć.
To,
jak opisują Wyspy, ich krajobraz, mieszkańców i klimat powala na łopatki. Czytając
ich historie oczyma wyobraźni przechadzałam się po tamtejszych wzgórzach,
podziwiałam widok z fiordu w słoneczne dni, a w pochmurne – ubierałam gruby
sweter, ciepłe buty i szłam od miasteczka do miasteczka – dla samej wędrówki. Bajka.
Nie
należę do zmarzluchów, ale gdyby ktoś zaproponował mi żebym zamieszkała w kraju, w którym
leje i wieje przez większą cześć roku kazałabym mu się puknąć w łeb i
posłałabym w diabły. Czego jak czego, ale takiego połączenia pogodowego nie
lubię. Jednak dla przygody i bajkowej atmosfery mogę się poświęcić;)
Zawodowi
podróżnicy mają pewnie cały sztab ludzi, którzy pomagają przy organizacji
każdej wyprawy. Autorzy tej książki sami zajęli się przygotowaniami i zasługują
na uznanie, ponieważ jako podróżnicy-amatorzy po powrocie przygotowali świetny
materiał, który może stanowić nie tylko wzór nowoczesnego przewodnika dla
turystów. „81:1...” daje czytelnikowi
możliwość poznania społeczeństwa nielicznego, ale o wypracowanej tożsamości. I
choć proces globalizacji niesie ze sobą pewne zagrożenia, wśród Farerów można na moment o tym zapomnieć. Kawał dobrej
roboty!
Na
Owcach bardzo szybko stajesz się swój.
Jeśli tylko odrzucisz zachodni tok
rozumowania, wrzucisz na luz i pozwolisz by ludzie się do Ciebie zbliżyli.
Subskrybuj:
Posty (Atom)