czwartek, 22 grudnia 2011

złośliwość (rzeczy) martwych

Joe Hill, „Pudełko w kształcie serca”
Wydawnictwo Prószyński i S – ka, Warszawa 2007

Zdarza mi się, że wybieram książki ze względu na okładkę. Z tą było podobnie, choć gdy zobaczyłam słitaśne serduszka, w które wpisano numery rozdziałów, chciałam ją odstawić na półkę (o ile kartonowy stojak można tak nazwać). Okładka „Pudełka w kształcie serca” – dosłownie – hipnotyzuje: dwa wilki (później okazało się, że to nie wilki, tylko wilczury:P), jarzący się wisiorek i upiorna facjata (moje pierwsze skojarzenie: jak się patrzy w słonko, to się robią krechy na oczach:P). Z tyłu książki jest fotografia brodacza nonszalancko opartego o ścianę. „Co mi tam, biorę!” – jak pomyślałam, tak zrobiłam. Dodam jeszcze, że nie znałam innych książek tego autora i nie miałam pojęcia, czyim jest synem (a tatuś się chłopakowi udał>:-]).

Po uchyleniu wieka z Pudełka wyskoczył podstarzały muzyk rockowy, Jude Coyne. Facet, jak na muzyka przystało, jest nieźle zakręcony. „Dziwny” to za słabe słowo, „ekscentryczny” brzmi lepiej, choć i to może nie wystarczyć.

Jude jest kolekcjonerem. Dziewczyny zmienia jak rękawiczki, nie pamięta ich imion, ale śmiało może powiedzieć, że w swoim życiu był posiadaczem praktycznie każdego ze Stanów wchodzących w skład USA. Nie w sensie dosłownym, oczywiście:P On po prostu każdą ze swoich dziewczyn nazywał tak jak Stan, którego pochodziła.

Po rozpadzie zespołu, w którym grał, zabrał się za karierę solową. Na kontach bankowych gromadzi więc kolejne zielone, czasem trafi się jakaś nagroda.

Mówisz, że w takim razie żaden z niego kolekcjoner? A co powiesz na to?
-     Czaszka człowieka poddanego trepanacji (wiek XVI; nie zgadniesz, co w niej trzymał…)
-     stryczek (używany)
-     trzystuletnie wyznanie podpisane przez czarownicę
-     snuff movie…
Niczym kolekcja Sandora Vessanyi przeistoczonego w wampa. Brr…!

„Rzadko coś kupował. Kiedy jednak Danny Wooten, jego osobisty asystent, powiedział mu, że w Internecie można kupić ducha, i spytał, czy ma to zrobić, Jude nawet się nie zastanawiał. Zupełnie jakby wybrał się do knajpy, usłyszał, jaki jest specjał dnia, i zadecydował, że ma na niego ochotę, nie zaglądając nawet do karty. Niektóre odruchy nie wymagały zastanowienia.”*

Jeśli nie wystarczy nam samo uchylenie wieka czarnego pudła w kształcie serca i odrzucimy je pożerani ciekawością tego, co w nim siedzi… zostaniemy wciągnięci w wir zaskakujących i mrożących krew w żyłach wydarzeń.

W przypadku fabuły tej książki powiedzenie „złośliwość rzeczy martwych” nabiera nowego znaczenia. Ową rzeczą jest garnitur, do którego właściciel był ponoć tak przywiązany, że nawet po śmierci nie chce go zostawić. Garnitur jest staromodny, śmierdzi zgnilizną, niewiadomo jak, ale sam wyłazi z diabelskiego pudełka i wałęsa się po rezydencji gwiazdora. Złośliwa kupa łachów to jednak nic w porównaniu z duchem zmarłego właściciela gałgana. Duch ubzdurał sobie, że Jude już teraz, za życia, będzie pokutował za wszystkie popełnione grzechy.

Upiór zadbał, żeby się czytelnik nie nudził tylko w towarzystwie dwóch posiadaczy jednego garnituru. Zatroszczył się także o to, by bohaterowie poboczni (którzy mieli kontakt z Jude’m, duchem czy choćby garniturem) nie zaprzątali czytelnikowi głowy zbyt długo oraz żeby żadna śmierć opisana w książce nie była banalna (hm, szkoda, że nie dołączył do książki choć jednej torebki papierowej…). Poza tym – skoro maszkara nie żyje, nie dotyczy jej ograniczenie czasowe, więc początkowo nie spieszy się z uśmierceniem głównego bohatera i Georgii, jego obecnej dziewczyny. Szala zwycięstwa przechyla się raz w jedną, raz w drugą stronę i nie można być niczego pewnym.

Im bliżej dna pudełka jest nasza ciekawska dłoń, tym wyraźniej widać, że irytacja ducha wzmaga się z każdym niepowodzeniem, a tym samym rośnie jego gniew i żądza zemsty, źródło siły. Craddock i Coyne nie bawią się w kotka i myszkę, obaj stają się myśliwymi i polują na siebie nawzajem. Akcja powieści rozkręca się błyskawicznie, napięcie narasta, nie ma więc mowy o nudzie i tylko ilość stron dzielących nas od końca książki mówi nam, że to jeszcze nie wszystko… W czasie, gdy nie uciekamy przed świeżo upieczonym demonem, grzebiemy w przeszłości Jude’a. Wywlekamy na światło dzienne wspomnienia lepsze i gorsze, inne potwory, o których istnieniu nie miał pojęcia, a które miały wpływ na jego otoczenie i na niego samego. To co znajdujemy, może przerosnąć nasze najśmielsze oczekiwania…

„– Zimny i suchy front przesuwa się na południe – powiedział spiker. – Martwi ściągają żywych w dół. W dół i w chłód. Do dziury, w dół. Umrz…
Jude zgasił radio w tej chwili i zaraz znowu je włączył, by znów usłyszeć głos, domyślić się, o co chodziło spikerowi czytającemu prognozę pogody.
Tyle że on już skończył i do mikrofonu powrócił didżej.
– …odmrozi nam tyłki, ale Kurt Cobain grzeje się w piekle. Jazda.”**

Ta książka to nie tylko kawał dobrej akcji i niezła porcja niepewności, ale także niezła płytoteka: Ozzy Osbourne (pracownik UPS do naszego gwiazdora powiedział: „Ozzy Osbourne hoduje szpicle pomeraniany – rzekł. – Widziałem je w telewizji, urocze pieski, potulne jak koty. Myślał pan kiedyś, żeby kupić sobie takie?”***), Kurt Cobain, John Lenonn, Led Zeppelin i masa innych, miód.

To NIE JEST książka, która pomoże nam podtrzymać nastrój Świąt (chyba że jest się fanem gremlinów czy innych około choinkowych zabijaków).

To NIE JEST książka dla osób o słabych nerwach, ani dla tych, które liczą na to, że stary rockman porzuci dotychczasowy styl bycia i grania albo że dostaniemy słodziutki hepiend.

U Hilla głosy z zaświatów przyprawiają o dreszcze, a krew jest tak bardzo szkarłatna…



*Hill J., „Pudełko w kształcie serca”, str. 11 – 12
** Hill J., „Pudełko…”, str. 25
*** Hill J., „Pudełko…”, str. 17

poniedziałek, 19 grudnia 2011

przedświąteczny urlop pana w granacie

pan listonosz poszedł na urlop, a jego zastępcy nie chciało się wejść na I piętro... i zostawił awizo w skrzynce sąsiadów:P po drobnych zawirowaniach udało mi się odzyskać cenną karteczkę i (niczym betlejemski pastuszek;)) pobiegałam na pocztę:)

i oto jest! Mikołajkowa paczuszka od Doroty:))  Prześliczne szydełkowe gwiazdki (już wiszą na zasłonie (w towarzystwie lampek choinkowych), anioł biały niczym śnieg i czerwoniutki Mikołaj z puszystą brodą (ozdobią drugie okno w pokoju;)) merykrismasowa zakładka do książki i  "Smocza Zguba", która dołączyła do mojej biblioteczki:)

Mikołajce Dorocie bardzo dziękuję za uroczy prezent, a  avo_lusion dziękuję za zorganizowanie Wielkiej Gwiazdkowej Akcji Blogerskiej:)