niedziela, 26 stycznia 2014

sorry, taki mają klimat


Marcin Michalski, Maciej Wasilewski, „81: 1. Opowieści z Wysp Owczych” 
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011

Odnoszę nieodparte wrażenie, że większość książek o tematyce podróżniczej opisuje kraje ciepłe i odległe. Słownik podaje, że za egzotyczne należy uznać coś właściwego krajom dalekim, o odmiennym klimacie i osobliwych obyczajach. Idąc tym tropem, kraje z północy globu też są egzotyczne. Marcin Michalski i Maciej Wasilewski zdecydowali się opisać wyprawę do kraju niewątpliwe egzotycznego.

Szczerze przyznam: przed lekturą „81:1. Opowieści z Wysp Owczych”  nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie owe Wyspy leżą. W ostatnim czasie modne są podróże do Irlandii czy na Islandię, ale oba te miejsca mają coś, co może przyciągać turystów – brak słońca i piaszczystych plaż turystów nie odstrasza.

Wyspy Owcze mają deszcz i wiatr, trochę gór, mnóstwo zielonej szarości - szału nie ma. Dla turystów fakt, że mają tam prawdopodobnie najdokładniejsze statystyki na świecie raczej nie będzie miał znaczenia. Nie będę wnikać w prawdziwość wyliczeń, których w książce nie brakuje, a które niejednokrotnie budziły moje zdziwienie

„Pięć sygnalizacji świetlnych, cztery bloki mieszkalne, dwa zdechłe koty na poboczu drogi w trakcie marszu z Skipanes do Rituvík 2 listopada 2007 roku.”

uśmiech
W listopadzie 2009 na poletku w Vágur wykopano rekordowo dużego ziemniaka. 22 cm długości, 1025 gram.”

czy konsternację
„Na Wyspach Owczych nie ma: twarogu, (…) Dnia Walki na Poduszki, wiewiórek, (…) izb wytrzeźwień(…).”

Wystarczy mi, że gdzieś na świecie jest miejsce, w którym sąsiedzi mówią sobie dzień dobry, domy zawsze są otwarte, a członkowie kadry narodowej nie obrośli w piórka.

Marcin i Maciek – dwóch niewątpliwie zakręconych facetów, którzy pojechali tam, pomieszkali, poznali prawdopodobnie większość mieszkańców i napisali książkę – reportaż, która nie pozwala o sobie zapomnieć.

To, jak opisują Wyspy, ich krajobraz, mieszkańców i klimat powala na łopatki. Czytając ich historie oczyma wyobraźni przechadzałam się po tamtejszych wzgórzach, podziwiałam widok z fiordu w słoneczne dni, a w pochmurne – ubierałam gruby sweter, ciepłe buty i szłam od miasteczka do miasteczka – dla samej wędrówki. Bajka.

Nie należę do zmarzluchów, ale gdyby ktoś zaproponował mi żebym zamieszkała w kraju, w którym leje i wieje przez większą cześć roku kazałabym mu się puknąć w łeb i posłałabym w diabły. Czego jak czego, ale takiego połączenia pogodowego nie lubię. Jednak dla przygody i bajkowej atmosfery mogę się poświęcić;)

Zawodowi podróżnicy mają pewnie cały sztab ludzi, którzy pomagają przy organizacji każdej wyprawy. Autorzy tej książki sami zajęli się przygotowaniami i zasługują na uznanie, ponieważ jako podróżnicy-amatorzy po powrocie przygotowali świetny materiał, który może stanowić nie tylko wzór nowoczesnego przewodnika dla turystów. 81:1...daje czytelnikowi możliwość poznania społeczeństwa nielicznego, ale o wypracowanej tożsamości. I choć proces globalizacji niesie ze sobą pewne zagrożenia, wśród Farerów  można na moment o tym zapomnieć. Kawał dobrej roboty! 

Na Owcach bardzo szybko stajesz się swój. Jeśli tylko odrzucisz zachodni tok rozumowania, wrzucisz na luz i pozwolisz by ludzie się do Ciebie zbliżyli.