poniedziałek, 1 sierpnia 2011

The Master of All Desires

Judith Merkle Riley, „Tajemnica Nostradamusa”
Wydawnictwo Książnica, Katowice 2001

W swoich podróżach czytelniczych lubię odwiedzać Europę sprzed wieków. Chętnie czytam książki, w których obfitość wzorów, kolorów, fasonów i smaków pobudza moją wyobraźnię. Po dłuższej przerwie, spowodowanej przebywaniem w czasach bardziej współczesnych, zatęskniłam za wystawnymi balami, facetami w rajtuzach, kobietami w sukniach szytych w stylu wielkiej i słodkiej bezy, rycerskimi turniejami i magią.
Proroctw ani horoskopów nie czytuję, wydaje mi się, że można je łatwo naginać i dopasowywać do faktów. O Nostradamusie wiedziałam tyle, co kot napłakał – coś o wielkich, złych ptakach na niebie, upadku dwóch wież i małym, ale wyjątkowo łapczywie rządnym władzy nad światem człowieczku, który był panem i stwórcą rasy nadludzi. Właściwie – nadal wiem niewiele więcej;)
Przedłużający się remont miejskiej biblioteki sprawił, że nie miałam dostępu do katalogu, a w głównej sali bibliotecznej panował lekki rozgardiasz. W tym zamęcie, na jednym z biurek, leżały liczne, dopiero co oddane książki, które jeszcze nie zdążyły wrócić na półki ani do magazynu. Zaczęłam je przeglądać – a nóż/widelec jakaś starsza pani właśnie oddała coś ciekawego? Jest! Czary, wróżby, dwór francuski… czego chcieć więcej?
Bywają takie chwile, że człowiek ma ochotę na zmianę własnej sytuacji. O magiczne różdżki raczej u nas ciężko, ale może by tak skorzystać z pomocy dżina? Zaraz… skąd ja wezmę magiczną lampę? Albo chociaż butelkę? No tak, w naszych czasach ciężko znaleźć magiczne stworzenia (pomińmy neowampirzą falę).
W przeszłości zdarzało się, że nie każdy wybawiony od wiecznej uwięzi dżin potrafił zdobyć się na choć odrobinę wdzięczności, bowiem nie każdy uratowany dżin był dobrym dżinem (gdyby był dobry, zapewne nie siedziałby w butelce). Jaskier i Geralt trafili na wredną kreaturę, ale to, co przydarzyło się Sybilli było chyba jeszcze gorsze.
Główna bohaterka książki w niczym nie przypomina pięknych panien, z jakimi chce by ją utożsamiano. Jest za chuda, za wysoka, za brzydka, a jej stopy…! Pantofelek Kopciuszka mógłby nie przetrwać próby nałożenia na jej stopę. Poza tym Sybilla czuje, że jej poezja może zbawić świat; jako kobieta skromna, nie musi publikować pod własnym nazwiskiem (wszak kobiecie cichej i pokornego serca to nie przystoi). Czarę goryczy dopełnia fakt, iż najpewniej skończy jako stara panna. Jest najstarszą z sióstr, ma 23 lata, a nadal nie ma męża! Żeby pozbyć się potwory z domu (a przy okazji podreperować nadszarpniętą kiesę) ojciec postanowił wydać ją za starego, obleśnego i równie zachłannego typa z sąsiedztwa. Jednakże wypadki pewnej nocy krzyżują plany „kochającego” ojczulka i Sybilla (niedoszła morderczyni niedoszłego męża) musi uciekać. Podąża za nią wierny towarzysz niedoli, ogromny niczym cielę i wyprany z jakiejkolwiek ogłady, za to z bezdennym, gotowym do pochłonięcia wszystkiego, brzuchem i wiecznie mlaszczącą paszczą pies – Gargantua (jego imię miało świadczyć, iż właścicielka jest osobą światłą i inteligentną).
Dziwnym zrządzeniem losu w ręce bohaterki trafia przepiękny kuferek, którego zawartość jest co najmniej makabryczna. Co jak co, ale zmumifikowanej głowy to ja bym przechowywać nie chciała… a gadającej – to już za żadne skarby! Ów kuferek to więzienie Meandra, Pana Wszelkich Życzeń. Chcesz miłości? Proszę bardzo. Pragniesz pieniędzy? Nie ma sprawy, wujaszek Meander da ci wszystko. Tylko że ta szkarada jest nie tylko dozgonnie posłuszna swemu aktualnemu panu, ale także chętna do zawierania nowych umów z nowymi właścicielami. Potworek z kuferka zawsze zabijał swoich właścicieli, ale wcześniej pozwalał im, w łaskawości swojej, popaść w obłęd. Dlaczego? Bo tylko śmierć właściciela mogła sprawić, że Meander zyskiwał nowego głupca, skłonnego do wyrzeczenia się własnej duszy.
Magiczną głowę chcą mieć do swojej dyspozycji zarówno żona Henryka II, Katarzyna Medycejska, jak i jego kochanka Diana de Poitiers. Chyba nie ma na świecie zbyt wielu powodów, dla których kobieta byłaby skłonna podjąć najbardziej niebezpieczne decyzje – poza pragnieniem dobra dla swoich dzieci oraz by zyskać miłość mężczyzny i pogrążyć rywalkę niesławie. Obie panie pragnąc władzy nad Henrykiem i nad Francją nie baczą na konsekwencje. Dodatkowo Katarzyna chce, by wszystkie jej dzieci zasiadały na tronach Europejskich, a Diana pragnie jeszcze większego bogactwa. Głupi król dał się omamić ich urokom i czarom.
Kolejną ważną postacią kobiecą jest ciotka Sybilli, Paulina. Starsza, wyjątkowo gruba pani o trzeźwym umyśle i ciętym języku. Właściwie mieszka sama, ma ogromną fortunę (scheda po mężulku, który niegdyś na morzach i oceanach grabił i okazjonalnie zabijał niewinnych); napisałam „właściwie”, bo nie jest to do końca zgodne z prawdą. Jej dom jest regularnie nawiedzany przez duchy tych, którzy nie zdołali umknąć przed francuskim piratem. Paulina dla towarzystwa trzyma milutką małpkę i okazjonalnie grywa w karty z pewnym opatem. Ta kobieta jest gotowa oddać wiele, by pomóc Sybilli pozbyć się gadającej głowy. Ekscentryczna ciotka chętnie by adoptowała bratanicę, gdyby nie upór jej ojca i jego wstrętny charakter, które sprawiły, że dziewczyna musiała męczyć się w domu (bo pieniędzy na jej dalszą edukację klasztorną ojczulkowi zabrakło).
Kobiety odgrywają w tej książce rolę niebagatelną. Właściwie – ich działania są kołem napędowym powieści. Jeśli chodzi o mężczyzn, moją uwagę przykuł Anael – nagi, na wpół przezroczysty przystojniak pełen gwiazd w środku. Wyjątkowo niezorganizowanych duch, który zdradza Nostradamusowi tajemnice przyszłości.
Sam jasnowidz zajmuje niewiele miejsca na kartach powieści. Nie żeby był postacią nieistotną. Po prostu jego udział w całej historii ogranicza się do horoskopów dla królowej i prób wyrwania Sybilli spod władzy Meandra Gaduły.
Uśmiałam się przy tej książce nieziemsko (na dzień dobry – z polskiego tłumaczenia tytułu, zupełnie z palca wyssanego). Mimo, iż autorka porusza w niej tematy istotne i bliskie wielu z nas (kto nie pragnie szacunku, miłości i szczęścia?), to książka jest napisana językiem lekkim i łatwym w odbiorze oraz zaprawiona sporą dawką humoru i ironii. Myślę, że patrzenie na przeszłość z przymrużeniem oka to niezły pomysł na książkę. W tym przypadku – strzał w dziesiątkęJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz