czwartek, 11 sierpnia 2011

koty nad kotami

            Doris Lessing, „O kotach”
            Wydawnictwo Prószyński i S-ka SA, Warszawa 2008

Lubię koty. Mam kota. I właśnie dlatego sięgnęłam po książkę „O kotach” autorstwa Doris Lessing. Spodziewałam się, że autorka będzie się rozpływać w zachwycie nad kiciusiami, że będą same ochy i achy, że będzie udowadniać, iż to kot jest najlepszym przyjacielem człowieka. Niewiele z tego się sprawdziło.
Opowieść zaczyna się opisem nie kota, tylko prezentacją otoczenia domu rodzinnego autorki.
„Dom stał na wzgórzu, toteż jastrzębie, orły i inne ptaki drapieżne, które unosząc się na prądach powietrznych, wirowały spiralnie nad buszem, często znajdowały się na poziomie wzroku albo nieco niżej. Patrząc z góry widywało się połyskujące w słońcu brązowe i czarne skrzydła o rozpiętości niemal dwóch metrów, przechylone, kiedy ptak akurat brał zakręt. (…) Wybierało się wtedy jednego drapieżcę, pewnie tego wprost nad głową, i może przez moment miało się wrażenie wymiany spojrzeń między czujnym, nieruchomym okiem ptaka a ludzkim, patrzącym z chłodną ciekawością.”
            Drapieżniki i człowiek – najwięksi wrogowie kociąt. Pierwszych kilka stron nie zachęca do dalszego czytania. Żadna to przyjemność dowiadywać się prawdy oczywistej o sposobach zmniejszaniu liczby kotów w gospodarstwie. Z nadzieją, że w dalszej części książki będzie weselej, bardziej przytulnie, nie przerwałam lektury.
            Jak tytuł wskazuje książka jest o kotach. I właściwie tylko o kotach. Koty przydomowe, żyjące na afrykańskiej farmie, koty dzikie od urodzenia i takie, które zdziczały w buszu. Koty z londyńskich ulic, koty balkonowe i z przydomowych ogródków. Koty chore, wykastrowane, skrzywdzone przez człowieka, koty ufne i zarozumiałe. Wszystkie jednak znają swoją wartość, są dumne ze swojej kociej natury. Czasem potrzebują człowieka, który je ochroni przed siłami natury, ukoi na starość, kogoś, komu będą mogły imponować i kogoś, komu będą mogły dziękować. Człowiek pojawia się w krótkich epizodach, przeważnie kończących się dla futrzaka źle, ale postać samej autorki można opisać słowami „koci anioł, nie kobieta”.
„Jeśli ryba jest ruchem opływającej ją wody, uformowanym w jej kształt, to kot jest wykresem i wzorem odciśniętym w łagodnym powietrzu.”
            Przez większość życia Lessing miała przy sobie przynajmniej jednego kota. Tylko raz, po bolesnym doświadczeniu, postanowiła, że nigdy więcej kota mieć nie będzie. Żeby nie męczyć zwierzęcia ciągłymi rozstaniami, żeby nie męczyć siebie – wyrzutami sumienia.
            Później koty wróciły. Każdemu ze swoich ulubieńców dawała miłość i wolność. Każdego traktowała indywidualnie i zgadzała się na kocie zachcianki. Nie ma dwóch takich samych kotów. Jedne kokietują, chcą być podziwiane, inne są przepełnione czułością, chronią swoje potomstwo, inne nie wiedzą co z młodymi zrobić; jeszcze inne mają świadomość, że ich znacznie więksi kuzyni władają sawanną i same wierzą, że w miejskiej dżungli mogą objąć panowanie (a już na pewno – w domu, w którym kotów jest kilka).
          
           
 

            Ta książka jest dziwna, nie wszystkim będzie się podobać. Ale warto było po nią sięgnąć. Chociażby po to, by móc z innej strony spojrzeć na swojego podopiecznego.



„Razem – człowiek i kot – próbujemy pokonać to, co nas od siebie dzieli.”

3 komentarze:

  1. a ja dotąd byłam przyzwyczajona do braku zwierząt w domu, dopiero od niedawna mamy pieska, a mój chłopak ma właśnie kociaki - mimo to nadal nie mogę się jakoś z tym oswoić ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam koty, ale z różnych przyczyn niezależnych ode mnie nie mogę ich mieć, nos zatapiam w futerkach swoich dwóch psiaków :).
    Lubie książki o kotach, moja ulubiona seria to "Felidae" -ludzki świat widziany oczami kota.
    Jeśli tylko trafię pozycje "O kotach" tona pewno książkę przyniosę do domu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kociaki są fajne:D a potem dorastają. i nadal są kochane:D

    Natula, Felidae ma jednego autora?

    OdpowiedzUsuń