sobota, 27 sierpnia 2011

samotność, tak jak gorączka, rozkwita nocą


            Truman Capote, „Inne głosy, inne ściany”
            Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1958

Miał 13 lat, gdy zmarła jego matka. Ojca nigdy nie poznał, bo zniknął z życia jego matki stanowczo za wcześnie. Przez pewien czas Joel mieszkał u ciotki w Nowym Orleanie. Tęsknił za matką, choć ciotka chciała zapewnić mu normalny dom, traktowała go jak własnego syna.
            
             Pewnego dnia dowiedział się, że jego ojciec żyje, że chce by chłopiec z nim zamieszkał. Jak myślisz, drogi czytelniku, co czuł mały Joel Knox, gdy ta wiadomość do niego dotarła? Przez całe swoje życie był przekonany, że ma tylko matkę i nieliczną rodzinę z jej strony. A tu taka niespodzianka! Dziecko nie powinno wychowywać się bez ojca. A już na pewno – nastoletni chłopiec. Więc, w porozumieniu z ciotką, podejmuje decyzję, że wprowadzi się do taty. Usiłuje go sobie wyobrazić – czy są do siebie podobni? jak mieszka? czy ma jeszcze jakieś dzieci?
            
             Jakież było jego rozczarowanie, gdy dotarł na miejsce! Dom jest w opłakanym stanie, partnerka ojca i jej kuzyn bardziej troszczą się o swoje sprawy niż o chłopca, a mieszkające niedaleko siostry są jak ogień i woda – jedna chce się z Joelem zaprzyjaźnić, druga kombinuje, jak mu dogryźć. Bliższą znajomość Joel nawiązuje z Zoo, dwudziestokilkuletnią kobietą mieszkającą w Skully’s Landing. Missouri, bo tak brzmi imię Zoo, zawsze nosi na szyi apaszkę; w ten sposób chce ukryć okropną bliznę, pamiątkę po pewnym mężczyźnie.  Na dodatek nikt nie chce go zaprowadzić do ojca. A może jego wcale tam nie ma? Może ci ludzie wcale nie są do niego nastawieni życzliwie i zwabili go w pułapkę mamiąc obietnicą stworzenia mu rodzinnego domu? Tak wiele pytań, a znikąd odpowiedzi.
             
           Nowelę przeczytałam tylko dwa razy. Tylko, bo należałoby to zrobić jeszcze co najmniej ze sto. Najpierw czytałam historię, która prawdę powiedziawszy nie chciała trzymać się kupy. No nie i już! Tu jakiś opis zapyziałej południowoamerykańskiej mieściny, tu niezdrowy entuzjazm dzieciaka, który jedzie poznać swojego ojca, tu jakieś chaszcze i zaniedbany dom, który zamieszkuje kobieta mordująca ptaki i jej rozkapryszony kuzyn. Mówiąc młodzieżowo – totalna abstrakcja, nieogar po całości (czy jakoś tak;P).

Po trudach i znojach przedzierania się przez (fenomenalne prawdę powiedziawszy) opisy okolic Skully’s Landing i charakterystyki postaci zaczęłam wyłapywać to i owo.

Stanęło na tym, iż wiem, że książka była o:
– samotności (dziecko wychowujące się bez ojca, homoseksualista rozpaczliwie szukający swojej dawnej miłości, paralityk, który jest w pewnym sensie kołem napędowym historii);
– miłości (zakazanej, porzuconej i tej niespełnionej);
– cieniach i blaskach niewinności i niewiedzy;
– dorastaniu.

Ile człowiek ma lat, gdy zaczyna zastanawiać się nad własną tożsamością? Kształtuje nas nie tylko nasze otoczenie, w jakim się wychowaliśmy, ale też ci ludzie, których spotykamy na swojej drodze wciągu całego naszego życia. Na nasze poglądy wpływ mają nie tylko tradycja, przyzwyczajenia i obowiązujące normy. To, kim byłeś wczoraj może nic nie znaczyć dziś, gdy spotkałeś człowieka tak innego od Ciebie, a jednocześnie – tak do Ciebie podobnego.

Główny bohater ma 13 lat, a mnie wydaje się tak bardzo zdziecinniały! Tylko czy ja byłam inna w jego wieku? Chyba nie. Właściwie – ja nigdy nie chciałam dorosnąć, jakoś nie ciągnęło mnie do świata ludzi odpowiedzialnych, zabieganych i zupełnie pozbawionych wyobraźni. Dla dorosłych świat jest ściśle określony, istnieją niezachwiane reguły, które nim kierują i nie ma w ich świecie miejsca na duchy czy straszydła ani na wiarę w Los. Wszystko jest zaplanowane, poukładane, jasno określone, wszystko można jakoś sensownie wytłumaczyć… Tylko po co?

„– Muszę zacząć od oświadczenia ci, że byłem zakochany. Ma się rozumieć jest to zwyczajne stwierdzenie, natomiast fakt niezwykły, gdyż tylko niewielu z nas dowiaduje się, że miłość jest tkliwością, a tkliwość to bynajmniej nie współczucie, jak przypuszczają niektórzy. Jeszcze mniej znajdzie się takich, co wierzą, że szczęście w miłości nie jest bezwzględnym skupieniem wszystkich uczuć na drugiej osobie; kocha się zawsze bardzo wiele rzeczy, które ukochana osoba musi tylko symbolizować. Prawdziwymi ukochanymi na tym świecie są w oczach zakochanego rozkwitające bzy, światła okrętów, dzwonki szkolne, jakiś krajobraz, zapamiętana rozmowa, przyjaciele, niedziela z czasów dzieciństwa, zagubione głosy, ulubione ubranie, jesień i wszystkie pory roku, wspomnienia – tak, wspomnienia, ta ziemia i woda życia. Smętna to lista, ale gdzież znaleźć smętniejszy temat?”

Aura tajemniczości spowijająca Skully’s Landing sprawia, że czytelnikowi jeżą się włoski na rękach, a wszelkie próby logicznego wyjaśnienia sobie wydarzeń widzianych oczami bohaterów i wspólne z nimi ich przeżywanie nierzadko bywają stratą czasu. Trzeba sięgnąć do najgłębszych zakamarków własnej wyobraźni i otworzyć swoją głowę, by móc choć trochę zrozumieć tę książkę. Zbyt szybkie i nieuważne czytanie pozbawia nas całego uroku „Innych głosów…” czyniąc książkę niezrozumiałą.

1 komentarz:

  1. Skoro to nowela to można się skusić na jej przeczytanie, bo nawet jeśli trudno przebrnąć i tak do końca zrouzmieć, jest chyba niewielkich rozmiarów? :)

    OdpowiedzUsuń