wtorek, 19 lipca 2011

książka to nie notatki zostawione na lodówce


Amos Oz, „Opowieść się rozpoczyna. Szkice o literaturze”
Wydawnictwo Prószyński i S – ka, Warszawa 2010

Z pisaniem książek jest jak w piosence: najtrudniejszy pierwszy krok. Trudno jest zacząć, ale nawet jeśli się uda bywa, że rezygnuje się z pierwotnego pomysłu i nadal próbuje się kombinować. Czasem się przesadzi, często coś nie jest dokładnie zgodne z naszymi wyobrażeniami. Później należy opowieść snuć dalej, ale trzeba uważać, żeby nie przesadzić!
Amos Oz urodził się 72 lata temu w Izraelu, w rodzinie imigrantów z Polski. Zaliczany jest do najwybitniejszych współczesnych prozaików izraelskich, często jest wymieniany jako jeden głównych kandydatów do Literackiego Nobla. Zaczął od wydawania opowiadań, później wydano kilka jego powieści. Co jakiś czas publikowane są jego eseje polityczne i oczywiście literackie.
Gdy zobaczyłam jego książkę na bibliotecznej półce pomyślałam: Łał! sławny autor zdecydował się powiedzieć czytelnikom, jak trudno jest zacząć mając przed sobą czystą kartkę! Mam nadzieję, że nie przedstawi siebie i innych pisarzy w męczeńskich pozach; dobra, jeśli mi się spodoba, sięgnę po inne jego książki (Bogiem a prawdą – chciałam przeczytać coś autorstwa Oza, ale z powodu wakacji i przeciągającego się remontu w bibliotece znalazłam tylko tę:P).
„Opowieść się rozpoczyna” to zbiór przemyśleń opartych na wykładach autora i jego odczytach w liceach, Muzeum Erec Izralel w Tel Awiwie oraz Uniwersytecie Bostońskim z lat 1995 – 1996. W swojej książce (właściwie – książeczce) Amos Oz stwierdza, że powodzenie danej pozycji czytelniczej jest w znacznym stopniu zależne od jakości kontraktu, proponowanego czytelnikowi przez pisarza na początku książki. Jeśli obu stronom nie uda się zawiązać porozumienia może dojść do sytuacji, że początek historii umknie gdzieś czytającemu i, w rezultacie, taki czytelnik przy końcu książki nie będzie wiedział, o co chodziło na początku, ba! nawet w środku książki!
Przez 10 rozdziałów Oz rozpatruje różne sposoby jakich użyli m. in. Kafka, Czechow, Marquez by zachęcić czytelników do podpisania kontraktu.  Mamy do czynienia ze szczegółową analizą pierwszych zdań, akapitów czy całych opowiadań. Dobry początek książki to połowa sukcesu autora, bo gdy uda się pisarzowi przyciągnąć uwagę czytelnika znacznie wzrastają szanse na właściwe zrozumienie i zinterpretowanie dzieła (i dziełka;)). Dzięki rozkładaniu na czynniki pierwsze Oz uczy nas… czytania. Nie tylko ze zrozumieniem (bo od tego jest szkoła), ale miedzy wierszami.
Skoro książka to kontrakt, konieczna jest współpraca na linii czytelnik – autor. Oz słusznie zauważa „Zabawa w lekturę wymaga od ciebie, czytelniku, czynnego udziału, wykorzystania twego doświadczenia życiowego i twej niewinności, a także uwagi i przebiegłości.”. A skoro tak jest, nie powinniśmy czytać pobieżnie, przecież książka to nie notatki zostawione na lodówce.
Ileż to razy łapałam się na tym, że nie mam pojęcia, co przed chwilą przeczytałam! Albo, wstyd się przyznać, omijam zbyt obfite opisy (tak przeczytałam, wieki temu, „Władcę Pierścieni” i „Krzyżaków”…). Niestety – diabeł tkwi w szczegółach, a pisarze mają nad czytelnikiem tę przewagę, że pozornie nic nieznaczące detale mogą wpływać na całą akcję. Czuję się częściowo rozgrzeszona, bo Oz napisał o czytelniczym niedbalstwie, które najwyraźniej dotyczy nie tylko mnie;) Jednakże postanowiłam zapanować nad własnym lenistwem i powoli przedzieram się przez piękne (:P) opisy fauny i flory.
Czytam dla własnej przyjemności, więc nikt nie ma wglądu w moje zaangażowanie (lub jego brak). Skoro tak jest, nie powinnam czuć wyrzutów sumienia w chwili porzucenia nudnej książki. Fakt, jeśli trafię na „gniota” szybko z takiej książki rezygnuję, ale czasem jest tak, że jakiś mój wewnętrzny chochlik pastwi się nade mną i zmusza mnie do czytania. Kilkukrotne podchodzenie do książki autora XY (za każdym razem kończące się porażką) sprawia, że szerokim łukiem omijam inne książki danego pisarza. W takich sytuacjach unikam zbyt wielu rozczarowań, ale nie wykluczam też, że wiele tracę. Gorzej jest w przypadku marnych książek autorstwa osób, które wcześniej wciągnęły mnie do swoich wymyślonych światów. Czytam, bo wierzę, że akcja się rozwinie, pojawi się jakiś ciekawy szczegół (pod warunkiem, że go nie przeoczę…), że autor się ocknie w połowie powieści… męczę się z taką książką do końca. Tak, czytanie kiepskiej książki lubianego autora bywa irytujące.
Wnioski po spokojnym i dokładnym (mam nadzieję) przeczytaniu „Opowieść się rozpoczyna” wysunęłam następujące:
a)      nie powinnam czytać na siłę jeśli nie mogę się skupić; umykają mi ważne elementy, kilka razy czytam to samo zdanie i nadal nie wiem, co przed chwilą przeczytałam
b)      czytam dla przyjemności, a nie na akord; warto więc czytać książki w całości i nie omijać długich fragmentów, w których narrator produkuje się by przekazać nam informację o tym, co dzieje się wokół bohaterów; to, że przeskoczę kilka akapitów wcale nie przybliży mnie do końca pasjonującej książki i zaskakującego finału. Nie jest sztuką rozwiązać zagadkę z pomocą autora, warto jest samemu podjąć trud i znaleźć mordercę;)
c)      opisy przyrody to nie zło konieczne; słowa, jakimi opisuje się przyrodę mogą być dodatkowym elementem budującym napięcie
d)     do książek trzeba dojrzeć; może pokuszę się o właściwy sposób czytania „Krzyżaków”?;)
Trzymając się ludowej mądrości mówiącej o tym, że nie liczy się ilość tylko jakość – zabieram się do uważnej lektury kolejnej książki;)

2 komentarze:

  1. Witaj, kiedyś recenzowałaś dla mnie moje ebooki, teraz ja załozyłam bloga i zaczynam swoją przygodę z recenzjami. Patrząc na to, co napisałam w swojej pierwszej, dziś opublikowanej na blogu, potwierdza się zdanie Oza odnośnie kontraktu na linii autor-czytelnik i o tym, że pierwsze wersy wpływają na postrzeganie całości. Co do "Krzyżaków" też się jeszcze niezupełnie przekonałam, aczkolwiek trylogia nawet, nawet mi się podobała ;)
    http://beata-szy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. bsz: ja się cieszę, że nie widać zbyt wielu osób, które książki oceniają po okładce...;) choć myślę, że niektórzy graficy wcale nie wiedzą, o czym jest książka, do której projektują okładki..;) i wprowadzają czytelnika w błąd.
    jeśli nie jestem w stanie przeczytać pierwszego rozdziału, nie potrafię się wczuć w książkę i bywa, że nigdy nie podejmuję próby jej przeczytania w całości. jaką mam gwarancję, że nieciekawy początek to tylko nieporozumienie?
    pozwolisz, że Cię poobserwuję?;)

    OdpowiedzUsuń