środa, 22 czerwca 2011

Weronika postanowiła umrzeć

            Paulo Coelho, „Weronika postanawia umrzeć” 
            Wydawnictwo Drzewo Babel, Warszawa 2000

Nuda dnia powszedniego, powtarzanie w kółko jednego schematu, wszechobecna pospolitość  – takie błahe powody mogą sprawić, że człowiek postanowi zmienić swoje życie. Czasem do tej krótkiej listy dochodzi jeszcze złość na świat, w którym wszystko jest źle urządzone, a w konsekwencji – złość na własną bezradność i zerowe szanse, by coś zmienić. Gorzej, jeśli ktoś znudzony monotonią życia stwierdzi, że najlepszym sposobem na zmianę jest samobójstwo.
„Jeśli Bóg istnieje – w co szczerze wątpię – to zrozumie, że istnieją granice ludzkiej wytrzymałości. To on stworzył cały ten nieład, gdzie panuje nędza, niesprawiedliwość, chciwość, samotność. Jego zamiary były wprawdzie wspaniałe, ale rezultaty okazały się opłakane. Jeśli Bóg istnieje, będzie zapewne wspaniałomyślny wobec stworzeń, które zachciały prędzej opuścić ten padół, a może nawet przeprosi za to, że zmusił nas do odbycia ziemskiej wędrówki.”
Kobieta, o której przypadku opowiada książka Coelho postanowiła umrzeć. Nie, nie podjęła tej decyzji z dnia na dzień. Wygląda na to, że już od jakiegoś czasu planowała, że kiedyś się zabije. Dokładnie przemyślała wszelkie „za” i „przeciw”; wybrała taką metodę, by nikomu nie sprawić kłopotu: żeby zakonnice, u których mieszkała nie musiały po niej sprzątać, a później ukrywać faktu, iż kiedyś jakaś młoda wariatka postanowiła podciąć sobie żyły w swoim przyklasztornym pokoiku; żeby kochający rodzice nie musieli w kostnicy potwierdzać, że ta ludzka miazga, którą znaleziono na chodniku to ich córka.
Weronika zaplanowała wszystko. Przyjaciołom skarżyła się, że cierpi na bezsenność, a ci, w przypływie troski, załatwili kilka opakowań silnych środków nasennych. Wystarczyło tylko łyknąć całą zawartość by zasnąć już na zawsze. Poza tym – nie okaleczy się w ten sposób, a w razie niepowodzenia nadal będzie piękną i sprawną kobietą.
Obudziła się w piekle – w piekle życia, którego nie udało jej się zakończyć. Coś poszło nie tak.
Najpierw oddział intensywnej terapii, a następnie pobyt w wariatkowie. Gdy dowiedziała się, że w wyniku nieodpowiedzialnego postępku, którego się dopuściła, jej serce jest w stanie niemalże agonalnym, wcale się tym nie przejęła. Chciała tylko, by ten tydzień życia, który dawali jej lekarze, zakończył się jak najszybciej.
Tydzień na poprawę, taka krótkotrwała „druga szansa”, czy tydzień tęsknoty za śmiercią i ukojeniem, które ze sobą niesie?
„– Nie wiem, kto to jest wariat - wyszeptała Weronika. - Ale ja nie jestem wariatką, tylko sfrustrowaną samobójczynią.”
W szpitalu wszyscy doskonale wiedzą, że ona umiera. Niektórzy z pacjentów, a także niektóre pielęgniarki, odsuwają się od niej, bo po co się zapoznawać i przyzwyczajać, skoro za tydzień jej już nie będzie? Są też tacy, którzy przejmują się jej losem, starają się z nią rozmawiać zupełnie normalnie, nie potępiać jej i nie traktować jak odmieńca. Bo w szpitalu psychiatrycznym wszyscy są tacy sami, tworzą zwartą społeczność, choć omijają ich problemy społeczne, ekonomiczne, czy zwykłe, codzienne zmartwienia.
„Nawet gdyby pozwolono jej na każde szaleństwo, jakie tylko przyjdzie jej do głowy, nie wiedziałaby, co robić. Bo nigdy nie było w niej szaleństwa.”
Szpital założyło w Słowenii zagraniczne konsorcjum, licząc na zysk – wszak wojna może nasilać częstotliwość występowania chorób psychicznych. Jak z tym zyskiem było – możesz dowiedzieć się, Szanowny Czytelniku, z powieści. Powiem tylko, że w szpitalu przebywają dwa rodzaje pacjentów: ci, którzy są leczeni i ci, których wyleczono, ale nie chcą ze szpitala odejść, gdyż traktują go jak schronienie przed codziennością. Poza tym szpital stał się czymś na kształt kolonii karnej – każdy, kto ma pieniądze może „wynająć” w nim miejsce dla swoich niewygodnych krewnych.
O tej książce powiedziano już wiele, wiele taż napisano. Swój „renesans” miała zaledwie kilka lat od wydania, a to za sprawą filmu nakręconego na jej podstawie („Veronika Decides to Die”, reż. Emily Young, 2009 r.). Ja, z różnych powodów, zabierałam się za nią kilka lat i teraz postanawiam dorzucić swoje trzy grosze.
Wydaje mi się, że sylwetki autora nie trzeba przedstawiać, zapewne wielu z Was miało już okazję zapoznać się chociaż z fragmentami jego twórczości.
Po przeczytaniu tej książki z przykrością stwierdzam, że mój wybór był jednak chybiony. Nie przypadła mi do gustu, ot co. Ani sama Weronika z jej sposobem na pozbycie się nudy i monotonii, ani coelhowska wizja szpitala dla chorych psychicznie, ani zakończenie opowieści nie trafiły do mnie. Po stokroć wolałabym poznać rozszerzoną historię Mari, jednej ze stałych pacjentek Villete.
Osobiście lubię Coelho, z przyjemnością czytam jego książki, jednak czasem denerwuje mnie jego moralizatorskie zadęcie, te wszystkie dobre rady „jak żyć”. Łącznie przeczytałam 8 jego książek, kilka felietonów. Nie jest to może wynik powalający, ale co za dużo, to niezdrowo. Jedna jego książka na rok wystarcza mi w zupełności. Taka dawka „pobożnej gadki” wymaga (przynajmniej w moim przypadku) czasu na przetrawienie i głębsze przemyślenie.
Czasem wynotowuję fragmenty, które mi się spodobały i wracam do nich co jakiś czas. W niepowtarzalnym, nie do podrobienia, stylu autor w kilku oszczędnych słowach potrafi zawrzeć głębię dobra, zła, miłości, (nie)wiary. Ten lakoniczny sposób opowiadania o świecie otaczającym każdego z nas ma jeden niepodważalny plus: czytelnika nie nudzą rozwlekłe opisy przyrody, postaci mają wyraźnie, nierozmyte wielością szczegółów, charaktery.
Póki co – nie planuję już wracać do tej książki, by nie musieć po raz kolejny brnąć przez to wszystko. Film, który widziałam znacznie wcześniej, niż zabrałam się za lekturę jego wzorca też mnie nie zachwycił. Jeśli mam być szczera, nie chciałabym już nigdy więcej oglądać filmu nakręconego na podstawie którejkolwiek z książek Coelho. Mimo, że mam do jego twórczości mieszane uczucia uważam, że film bezpardonowo i okrutnie spłyca cały przekaz zawarty w książkach tego autora.
Przeczytałam, nie żałuję, ale z zachwytu psalmów śpiewać nie będę.

4 komentarze:

  1. Ja Coelho jeszcze nic nie czytałam... Ale zamierzam ;) Zastanawiałam się czy nie zacząć właśnie od tej książki, ale pewnie zacznę od tego co będzie w bibliotece.
    Chociaż wątpię w to, że spodobają mi się jego książki- nie lubię takiej moralizatorskiej gadki.

    OdpowiedzUsuń
  2. zaczytana-w-chmurach: ja zaczęłam od "Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam". trafiłam na nią zupełnie przypadkiem, ale bardziej mi przypadła do gustu tamta książka, niż Weronika. ale wydaje mi się, że najbardziej podobały mi się "Jedenaście minut" i "Pielgrzym";)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja ulubiona książka PC. Mistrzostwo moim zdaniem, ale no pewnie nie wszyscy fani się zgodzą :D Film też jest całkiem spoko, ale jak zwykle w takim wypadku nie dorasta książce do pięt. W każdym bądź razie wart jest uwagi. Oglądałam chyba z dziesięć razy obejrzę jeszcze raz w sobotę o 20 na polskim HBO.

    OdpowiedzUsuń
  4. Arlettka: nie mam telewizora:D rzadko się zdarza, żeby film w pełni oddawał istotę książki, a szkoda... jak dla mnie, w tej książce było zbyt wiele smutku, a Weronika nie wydawała mi się postacią zbyt sympatyczną. jakoś nie mogłam dokopać się w sobie samej do wystarczających pokładów współczucia, nie potrafię zrozumieć jej znudzenia.
    ale wszyscy wiemy, że nie każdemu musi się wszystko podobać;)

    OdpowiedzUsuń