poniedziałek, 9 maja 2011

duma i uprzedzenie i zombi

Jane Austen i Seth Grahame – Smith, „Duma i uprzedzenie i zombi”
Wydawnictwo G+J, Warszawa 2010

Na wstępie pragnę zaznaczyć, iż do tej pory nie zapoznałam się z ani jedną książką autorstwa Jane Austen.
Być może wynika to z faktu, że okazjonalnie miewam uczulenie na klasykę, aczkolwiek nie jest to chyba najpoważniejsza z przeszkód. Za główną przyczynę popełnionych zaniedbań przyjmuję raczej szczerą niechęć do lukrowanych romansów.
Główną przyczyną, która skłoniła mnie do sięgnięcia po tę pozycję był intrygujący tytuł i świetnie go uzupełniająca, lekko makabryczna, okładka. A, i dopisek z okładki: „Zombi który posiadł jeden mózg, pragnie ich więcej!”.
Z racji że nie mam pojęcia jak toczy się opowieść w oryginalnej wersji – porównywać ich nie będę , żeby przypadkiem bzdur nie wypisywać;)
„Sensem istnienia pana Benneta było utrzymanie córek przy życiu. Sensem istnienia pani Bennet było wydanie ich za mąż.”
Książka napisana jest z humorem – nie raz uśmiałam się czytając opis walk sióstr Bennet z zombi.
Wyjątkowo przypadł mi do gustu sposób, w jaki pan Bennet wyrażał się o swojej małżonce i jak prowadził z nią rozmowy. Ot, taki przykład:
„Nie oddam swojej najlepszej wojowniczki człowiekowi grubszemu od Buddy i bardziej tępemu niż ostrze drewnianego miecza treningowego.”
„Moja droga, proszę o dwie niewielkie przysługi. Po pierwsze, przestań wreszcie trajkotać, bo szkoda mi pieniędzy na dratwę, którą powinienem zaszyć ci usta, a po drugie, pozwól mi rozkoszować się zaciszem własnego pokoju. Chciałbym jak najszybciej zostać tu sam.”
Musisz wiedzieć, drogi czytelniku, że pani Bennet nie darzę ani odrobiną sympatii. Odnoszę wrażenie, że jest to kobieta wyjątkowo próżna, łasa na pieniądze i w związku z tym zainteresowana nie szczęściem córek, tylko ich ślubem z dobrą, nadzianą partią. Coś mi się wydaje, że w dzisiejszych czasach pani Bennet zostałaby uznana za rodzica toksycznego, który realizuje się poprzez wmawianie dzieciom, że posiada wiedzę absolutną. Poza tym – matka ewidentnie wykorzystuje córki do spełniania własnych marzeń i ambicji.
Oprócz pana Benneta polubiłam dwie jego córki. Jane jest uosobieniem rozwagi lecz odznacza się wyjątkową naiwnością w kontaktach z ludźmi; szczerze wierzy w drzemiące w każdym pokłady dobra i jest, zaraz po swoim ojcu, najbardziej opanowaną postacią powieści.
Elżbieta, rok młodsza od Jane, wyróżnia się uporem i zaskakująco mocno (jak na młodą kobietę) wierzy w ideał wojownika – pogromcy zombi i obrońcy ojczyzny. W życiu kieruje się wiedzą zdobytą w klasztorze Shaolin u Mistrza Liu. Na pierwszym miejscu stawia honor własnej rodziny, a nie osobiste ambicje. Nie w głowie jej flirt i małżeństwo. Ot, taka ówczesna kobieta wyzwolona. Czasem odnosiłam wrażenie, że wolniej myśli, niż działa, ale cóż, widać taka natura wojowniczki – muszkiet i katana to, jej zdaniem, remedium na wszystkie problemy.
Owszem, bywały momenty, że chciałam cisnąć książką w kąt; no cóż, czasem robiło mi się mdło od tych flirtów, zalotów, intryg miłosnych… ale wytrwałam. Przecież tu czają się żywe trupy!
Nie jest to typowo słodkie romansidło – całą słodkość pożarły nienasycone hordy nieumarłych. Swoją drogą, całkiem nieźle zombiaki zostały sportretowane – tak! są ilustracje!:)
Na koniec dodam jeszcze, że takie połączenie Orientu, wschodnich sztuk walki, romansu w angielskim stylu, zombi, intryg i poczucia humoru zrobiło na mnie pozytywne wrażenie i jestem gotowa przeczytać „klasyczną” Dumę i uprzedzenie.
Zdaję sobie sprawę, że ta pozycja może nie spodobać się zwolennikom Austen, jednakże czasem warto oderwać się ot patetycznej literatury z epoki i spojrzeć na nią z przymrużeniem oka;)

5 komentarzy:

  1. Intrygujące połączenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako osoba wielbiająca oryginał nie mogę być do końca obiektywna... dla mnie owa książka poniekąd bezcześci trud i warsztat pisarksi Jane Austen. Uważam, że niektóre dzieła nie zasługują na taką 'przeróbkę', 'parodię?'. Po prostu klasyki trzeba szanować, niekoniecznie czytać, jeśli ktoś nie lubi (akurat) takiej literatury ;) No cóż o gustach się nie dyskutuję... ja po tę książkę nie sięgnę, ale może inni tak i być może się im spodoba. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. anusiaczek92: rozumiem Twoje oburzenie taką "przeróbką" oryginału - sama złoszczę się, gdy oglądam film nakręcony "na podstawie" książki, a który z książką łączy najwyżej tytuł i imiona bohaterów.
    wydaje mi się, że sam "współautor" zebrał już tęgie baty za bezczeszczenie dobrego imienia Austen i, być może, wyśmianie jej twórczości.
    a ja - pewnie kiedyś sięgnę po pierwotną powieść, choćby po to, by móc zająć bardziej obiektywne stanowisko;) choć muszę przyznać, że poległam w zmaganiach z "Mansfield Park"...;) ale może z czasem dorosnę, tak jak dorosłam do "Procesu" Kafki;)

    OdpowiedzUsuń
  4. oj, przepraszam... nie anusiaczek, tylko aniusiaczek;)

    OdpowiedzUsuń