niedziela, 4 sierpnia 2013

opowieści służby


Kathryn Stockett, „Służące”
Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2010 r.

Nad kim by się tu dzisiaj popastwić…? Nad panienką Skeeter!

Otóż owa pannica ubzdurała sobie, że zostanie dziennikarką. I pisarką też będzie. A że w mediach albo jesteś kontrowersyjny, albo cię nie ma – Skeeter zaczęła kombinować. I wykombinowała! Zgromadzi historie opowiadane przez służące. Nie jakieś tam bajki dla dzieci czy przepisy na opanowanie bałaganu. To miały być opowieści o ich pracodawcach. 

Spryciara, bez dwóch zdań.

Jej niecny plan zawojowania rynków wydawniczych na całym świecie –dobra, w samych Stanach, ale to pomału na jedno wychodzi – miał tylko jeden drobny szkopuł, no może 2. Dobra, niech będzie, 3. Trzy szkopuliki, które oglądane z osobna wcale nie przykuwają uwagi. Ale jeśli wziąć pod uwagę, że:
a) Służące koniecznie musiałby być czarnoskóre
b) Skeeter mieszka i pracuje w Missisipi
c) Czas powstawania książki panny Skeeter (czyli czas akcji samej powieści) to lata ’60…
robi się niezły pasztet. I to nie pod względem walorów smakowych. Prawda, że osobno powyższe punkty nie wyglądają poważnie? Ale gdy je ze sobą połączyć… Brak równouprawnienia, segregacja rasowa, uprzedzenia, poniżenie to codzienny element życia mieszkańców Południa.

            Co skłoniło pannę Eugenię Phelan do podjęcia tematu – własna próżność i chęć zdobycia sławy? A może współczucie dla kobiet, które pracowały dla jej przyjaciółek? I dlaczego jej ukochana Constantine, najwspanialsza niania i powierniczka na świecie, odeszła z jej domu? A może to fale protestów czarnoskórych, ich uwielbienie dla MLK otworzyły jej oczy na istotę problemu? Stanowczo za dużo pytań jak na jeden akapit, a jednocześnie – za mało jak na całą książkę.

            Założenie było takie: one będą opowiadać, a ja to spiszę i znajdę wydawcę. O konsekwencjach nie myślała. Z początku nie mogła zrozumieć skąd u czarnoskórych opór przed jej wspaniałym pomysłem. Samolubna Eugenia nie wzięła pod uwagę, że istnieje (spisany) Kodeks, w którym czarno na białym (hm.) określono granice tego co wolno, a co jest surowo wzbronione w kontaktach z „kolorowymi”. Osobne szkoły, osobne biblioteki, sklepy, w których służące mogły robić zakupy tylko w służbowych fartuszkach, kościoły, do których biały nie powinien chodzić… Dziś takie rozróżnienie oburza, wtedy było „normalne”.

            „Służące” to powieść o powieści. Skeeter pracując nad książką dostrzega, że w życiu wcale nie jest łatwo. Poprawność polityczna, kiepskie znajomości i wredne baby z Ligi to tylko mały ułamek rzeczywistości, z którą musi zmierzyć się w rodzinnym mieście po powrocie ze studiów. Poza tym jej niewykształcone rówieśniczki toną w pieluchach, betach, kupkach i zachwycają się kolejnymi ciążami, dyskutują o wystawnych przyjęciach towarzyskich, podczas gdy ona, kobieta po studiach i z aspiracjami, nawet nie ma chłopaka. Matka też jej życia nie ułatwia. 

Przyznaję – po książkę sięgnęłam tylko dlatego, że spodobała mi się filmowa Minny Jackson. Charakterna kobita:) potrafiła napyskować każdej pani (wbrew pierwszej zasadzie, jakiej matka kazała jej bezwzględnie przestrzegać), bezbłędnie radziła sobie ze swoimi dziećmi, mimo że za męża miała agresywnego ochleja, a pracę ciężką i wymagającą krzepy.

Skeeter wychowała się w domu ze służbą, więc nie wyobrażała sobie, żeby mogło być inaczej. Sielanka rodzinnej plantacji wydawała się być nieco uwspółcześnioną wersją tej z Tary (choć Gienia ma się do Scarlet tak jak herbatnik do ciasta drożdżowego:P). Służba miała swoje domy, swoje miejsce w kuchni, własne sposoby spędzania wolnego czasu i nic białym do tego.

Kompletnie nieświadoma takich podziałów Celia Foote przewróciła życie Minny do góry nogami, a przy okazji, zupełnie niechcący;) nadepnęła na odcisk poprzedniej pracodawczyni kobiety…

Czytając „Służące” zaśmiewałam się do rozpuku, ze złości zaciskałam pięści, kilkakrotnie wyzywałam w myślach głupie zachowanie bohaterów. Główny morał płynący z kart tej książki brzmi: to, że jesteś inny, nie znaczy, że jesteś gorszy. Twój kolor skóry, twoje pochodzenie, twój status społeczny nie powinny stanowić wytycznych do oceny. Nawet jeśli jesteś znaną panią z towarzystwa, możesz być zepsuta do szpiku kości. To, że ludzie w mieście omijają cię szerokim łukiem, choć nic o tobie nie wiedzą, źle świadczy tylko o nich.

2 komentarze:

  1. ja widziałam film i książkę mam na swojej liście, na pewno przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. warto:) książka jest bardzo ciepła, choć wątek przewodni nie jest tematem przyjemnym. i gdyby nie drobny zgrzyt - taki w stylu "Przeminęło z wiatrem" - można by było pomyśleć, że sielanka sięga wyżyn.

      Usuń