sobota, 11 maja 2013

just kids



Patti Smith, „Poniedziałkowe dzieci”
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012 r.

Poezja, fotografia, malarstwo, muzyka – co je łączy? Wszystkie są sztuką. A sztuka jest nieprzewidywalna, kapryśna. Wyrasta z buntu i pewnego poczucia estetyki. Następnie – zagnieżdża się w głowie, w sercu, dociera do najdalszych komórek ciała. Zmusza do ciągłego ruchu. Twórca zdaje się być jej niewolnikiem. Ale tylko ci najbardziej wytrwali, najbardziej uparci i ufni we własne możliwości i w talent mogą być nazywani Artystami.

Dwa kolorowe ptaki w betonowej dżungli pełnej… innych kolorowych ptaków. Bycie hip dla tych dwojga wcale nie było łatwe. Co gorsza – ich dusze były przesycone artyzmem. Każde z nich było przekonane o tym, że są wyjątkowi. I choć jej czasem brakowało odwagi, a jemu puszczały hamulce potrafili zawalczyć o sławę.

Barwne lato miłości, przerażająca wojna, podbój kosmosu, kryzysy ekonomiczne, klęski żywiołowe, dragi i głód nie były żadną przeszkodą dla zawiązania, rozkwitu i trwania przyjaźni między Patti a Robertem.

            Bohema tamtych lat, te kolory, sztuka, mieszanka filozofii i niegasnąca potrzeba zmian…! Co ja bym dała, żeby żyć w tamtych czasach!

            Tamci ludzie byli tak bardzo inni! Ileż trzeba mieć odwagi, żeby praktycznie z dnia na dzień porzucić ciepłe łóżko, dach nad głową i ruszyć w świat. Pogoń za marzeniami dla wielu kończyła się gdzieś między jednym a drugim kuflem piwa, inni podkręcali własne tempo prochami, a tych dwoje miało siebie.

            Miałam ciarki na plecach, gdy czytałam o okultyzmie, byłam przerażona opisem chorób, biedy i głodu. Cudownie było czytać o tym jak nawzajem się nakręcali, podsycali artystyczny ogień, zmuszali do wytężonej pracy. Nie mogłam oderwać wzroku od tekstu, z zapartym tchem przewracałam każdą kartkę.

            To, co napisała Patti, sposób przedstawienia własnego życia, życia Roberta i tego, co ich łączyło – przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Prawdziwe miejsca i prawdziwi ludzie stworzyli tak niebanalną opowieść. I mimo chwilowych „nie, to nie możliwe”, „no, to już jawne naciąganie rzeczywistości” zakochałam się w tej książce. Powróciły wspomnienia innych opowieści o życiu na wolności, o wierze w związek dusz i wiecznej radości. Pomimo smutku i grozy tamci ludzie ufali sobie nawzajem.

            Jest coś, co łączy tamte odległe czasy i naszą współczesność: prawdziwa radość i szczerość to cechy dzieci. Oby każdy z nas miał w sobie tego cząstkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz