Barbara
Mujica, „Frida”
Wydawnictwo
G+J Gruner+Jahr Polska, Muza S.A., Warszawa 2005 r.
Jednym
z moich dawnych planów było przeczytanie czegoś więcej o Fridzie Kahlo, niż
sucha notka z Wiki. Nie jestem fanką artystki. Właściwie to nie przepadam za
jej malarstwem. Patrząc na jej obrazy czuję, jakby wylewały się z nich, w
przebraniu kolorów, gigantyczne ładunki emocji. Co ważne – emocji nie zawsze
pozytywnych, choć pod płaszczykiem żywej zieleni czy błękitu. Powieść
Barbary Mujica tylko upewniła mnie w przekonaniu, że Fridy z obrazów po
prostu nie lubię.
Przez
prawie 400 stron czytelnik poznaje dziwne i burzliwe życie Fridy z perspektywy
jej cienia – prawie bliźniaczej siostry. Frida, jaką przedstawia czytelnikowi
Cristi to dziewczyna zaborcza, bezpośrednia i waleczna. Taka, która nie
zawsze wybacza doznane zniewagi, a na pewno – nigdy o nich nie zapomina.
Młodsza o 11 miesięcy Cristi jest zazdrosna o Fridę – to się czuje. Ale także
jest dumna z własnej siostry, która pomimo przeciwności losu uparcie idzie
przed siebie z podniesionym czołem i bojowym okrzykiem na ustach.
Być
może determinacja Fridy wzięła się z jej choroby, a może z przekonania o własnej
wartości. Niezaprzeczalnym jest jednak fakt, że Fridta zawsze wymagała, by
traktowano ją nie tylko na równi z innymi; jej zależało na tym, żeby każdy
widział jak cierpi, jak zmaga się z losem i jak wszystkie te bitwy wygrywa. Taka
waleczna męczennica, wszystko pod kontrolą, każdy grymas bólu i
niezadowolenia na pokaz. Egoistka i tyran w spódnicy. Pełnoletni, rozwydrzony
bachor. Wystarczy, że Frida raz tupnie, a już wszyscy zaczynają na nią
chuchać i dmuchać. Ciekawe czy bardziej z obawy o jej zdrowie i komfort psychiczny,
czy własny spokój…? Niejednokrotnie narratorka mówi o siostrze po prostu źle, a
kilka linijek dalej – zaczyna usprawiedliwiać… zachowanie Fridy. Odniosłam
wrażenie, że Cristina, choć czuje się niekochana nawet przez własnego ojca
tłumaczy sobie, że kalece należy się więcej (miłości, zrozumienia, szacunku,
ślepego oddania, swobody wyrażania i traktowania innych) – nawet jeśli
wymaga za dużo, nawet gdy zachowuje się jak pasożyt.. Niemoralne zachowanie,
słownictwo rodem z rynsztoka, pozerstwo, lekceważenie wszelkich zasad –
wszystko trzeba było chorej wybaczyć.
„Po co upiększać to, co Bóg
stworzył brzydkim?”
W
swojej opowieści-rzece najmłodsza Kahlo, czwarta z córek węgierskiego Żyda,
nie ogranicza się tylko do historii życia Fridy. Wielokrotnie wspomina o
własnych uczuciach i podejmowanych/zaniechanych działaniach. Gdzie Frida, tam
Cristi; nie zawsze dobrowolnie. Obie kobiety, z racji nieznacznej różnicy
wieku, mają ze sobą wiele wspólnego. Tak wiele, że można pomyśleć…
Ta
wyimaginowana spowiedź na kozetce u psychiatry jest przepełniona siostrzaną
miłością, a jednocześnie zakropiona jadem obustronnej zawiści i prośbą o
zrozumienie.
Wątki
biograficzne przeplatają się z fikcją literacką. Historia Meksyku zdaje się być
sensem życia mężczyzny, którego pokochała Frida. By zdobyć miłość Rivery
musiała pokochać Meksyk, utożsamić się z jego mieszkańcami. Burzliwe losy kraju
i związek tych dwojga to naczynia połączone. Wydaje się, jakby komunizm i
rewolucja stanowiły podstawę miłości tych dwojga.
To musiało być niezwykle trudne przedsięwzięcie – tak opowiedzieć
o życiu bohaterki narodowej, żeby nie przesadzić w żadną stronę: nie
przesłodzić, ale też nie zrobić z niej potwora. Czy się udało? Na to pytanie
mogą odpowiedzieć chyba tylko ci, którzy poznali Fridę osobiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz