Patti
Smith, „Poniedziałkowe dzieci”
Wydawnictwo
Czarne, Wołowiec 2012 r.
Poezja,
fotografia, malarstwo, muzyka – co je łączy? Wszystkie są sztuką. A sztuka jest
nieprzewidywalna, kapryśna. Wyrasta z buntu i pewnego poczucia estetyki. Następnie
– zagnieżdża się w głowie, w sercu, dociera do najdalszych komórek ciała. Zmusza
do ciągłego ruchu. Twórca zdaje się być jej niewolnikiem. Ale tylko ci najbardziej
wytrwali, najbardziej uparci i ufni we własne możliwości i w talent mogą być
nazywani Artystami.
Dwa
kolorowe ptaki w betonowej dżungli pełnej… innych kolorowych ptaków. Bycie hip dla tych dwojga wcale nie było
łatwe. Co gorsza – ich dusze były przesycone artyzmem. Każde z nich było
przekonane o tym, że są wyjątkowi. I choć jej czasem brakowało odwagi, a jemu
puszczały hamulce potrafili zawalczyć o sławę.
Barwne
lato miłości, przerażająca wojna, podbój kosmosu, kryzysy ekonomiczne, klęski
żywiołowe, dragi i głód nie były żadną przeszkodą dla zawiązania, rozkwitu i
trwania przyjaźni między Patti a Robertem.
Bohema tamtych lat, te kolory, sztuka, mieszanka
filozofii i niegasnąca potrzeba zmian…! Co ja bym dała, żeby żyć w tamtych
czasach!
Tamci ludzie byli tak bardzo inni! Ileż trzeba mieć odwagi,
żeby praktycznie z dnia na dzień porzucić ciepłe łóżko, dach nad głową i
ruszyć w świat. Pogoń za marzeniami dla wielu kończyła się gdzieś między jednym
a drugim kuflem piwa, inni podkręcali własne tempo prochami, a tych dwoje miało
siebie.
Miałam ciarki na plecach, gdy czytałam o okultyzmie,
byłam przerażona opisem chorób, biedy i głodu. Cudownie było czytać o tym jak
nawzajem się nakręcali, podsycali artystyczny ogień, zmuszali do wytężonej
pracy. Nie mogłam oderwać wzroku od tekstu, z zapartym tchem przewracałam
każdą kartkę.
To, co napisała Patti, sposób przedstawienia własnego życia,
życia Roberta i tego, co ich łączyło – przeszło moje najśmielsze
oczekiwania. Prawdziwe miejsca i prawdziwi ludzie stworzyli tak niebanalną
opowieść. I mimo chwilowych „nie, to nie możliwe”, „no, to już jawne naciąganie
rzeczywistości” zakochałam się w tej książce. Powróciły wspomnienia innych
opowieści o życiu na wolności, o wierze w związek dusz i wiecznej radości. Pomimo
smutku i grozy tamci ludzie ufali sobie nawzajem.
Jest coś, co łączy tamte odległe czasy i naszą współczesność:
prawdziwa radość i szczerość to cechy dzieci. Oby każdy z nas miał w
sobie tego cząstkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz