Cristina Sánchez-Andrade, „Coco”
Wydawnictwo Świat Książki,
Warszawa 2011 r.
Dawno
temu, w czasach, gdy panie nosiły piękne stroje, panowie toczyli ważne rozmowy
za zamkniętymi drzwiami, a sieroty i dzieci biedaków wychowywały
zakonnice, na świat przyszła Chudzina. Matka nie była w stanie wykarmić
wszystkich swoich dzieci. Oddała Coco i Antoinette.
„Ludzie
mówili, że będzie im tu dobrze, że wiele się nauczą.”
Można
przypuszczać, że po kilku latach klasztornego reżimu i gruntownego
przygotowania do roli żony, matki, sprzątaczki, kucharki – etatowej kury
domowej – za bramę klasztorną wyjdzie osoba kompletnie nieprzystosowana do
życia w społeczeństwie. Młoda Coco w porę odkrywa, jakie są reguły gry
poza szkołą. Spostrzegła, że dobre urodzenie istotna składowa sukcesu. Sprytnie
tuszuje historię swojego dzieciństwa, łatwo nagina fakty, kreuje zupełnie inną
przeszłość, niż ta, jaka przypadła jej w udziale. Et voilà! Jest jaka jest, bo
wychowywały ją niemądre ciotki!
Intrygantka,
kłamczucha, zarozumialec i zazdrośnica. Sfrustrowana perfekcjonistka. Taki portret
Coco wręcz wylewa się z kart powieści. Mam mieszane uczucia względem bohaterki.
Umówmy się: nawet nie próbuję ustalić, ile w tej powieści jest z biografii projektantki;
dla dobra autorki, Coco i własnego. Chcę jednak podzielić się własnymi
spostrzeżeniami.
Po
pierwsze
Chudzina jest kobietą
godną podziwu: od zawsze wiedziała, że nie chce skończyć jak matka; w biedzie,
z dziećmi uczepionymi spódnicy. Co więcej, potrafiła działać, nie poprzestała
na czczym gadaniu i wykorzystywała każdą nadarzającą się okazję.
Po drugie
dla niej cel uświęcał
środki. Nie bała się deptać cudzych uczuć. Bezwzględnie pozbywała się przeszkód,
gardziła ludźmi słabymi. Nie chciała, by ktoś takie cechy zauważył u niej,
nie znosiła litości, nie chciała żeby litowano się nad nią.
„Życie jest, jakie jest, utkane z nieszczęść
i bólu, ale one właśnie hartują człowieka. Ją na przykład
zahartowały.”
Po trzecie
perfekcjonizm nie był
jej maską. Był skafandrem, mającym
chronić przed przeszłością i pochodzeniem z nizin społecznych. Był więzieniem
dla jej własnych pragnień. Szaleńcza potrzeba bycia zrozumianą i kochaną –
główne zakładniczki idealnej Coco.
W powieści Cristiny Sánchez-Andrade Coco to kobieta
uparta i przerażona. Nie chce się odsłonić – nawet psychoterapeutę karmi
kłamstwem.
Za
młodu energiczna i bezwzględna, otoczona tłumem wielbicieli. Na starość – zdana
na pomoc służącej, opuszczona nawet przez wrogów.
„Pytanie również jest ruchem.
Więc jeśli ciała poruszają się, to
nie z własnej woli, lecz popychane zewnętrznym impulsem: dla państwa
Desboutinów była nim rutyna (tak dobrze znana krowom i łąkom); dla Antoinette
– strach przed porażką i samotnością; dla Marguerite Durand – wiatr nad hipodromem;
dla Coco – ambicja i nuda; dla krów – tęsknota.”
Minimalistyczne
i praktyczne, czasem brutalnie szczere podejście sprawdza się w przypadku
ubrań i dodatków, jednak nie należy w ten sposób traktować człowieka. Nawet siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz